sobota, 9 maja 2015

Zawieszenie-to moja wina.

Tak kochani, dobrze widzicie.
Niestety zawieszam bloga na chwilę. Może dwa tygodnie, może trzy...zależy mi, by poprawić oceny...
Dlatego zrozumcie proszę moją sytuację :/
w międzyczasie będę co jakiś czas wstawiać posty na Life with daughter of Slytherin i reklamować tego bloga.
Mam nadzieję, że nie zapomnicie o mnie przez ten czas.
Jeszcze raz przepraszam kochani :c
Narcyza. 

środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział VI: "Słyszy krzyk ludzi. Jej krzyku nikt nie słyszy"

Hermiona po tym co usłyszała, nie wiedziała co zrobić. Dumny arystokrata przyznaje się, że jest do niczego. Wow. Szczerze powiedziawszy to mało ją to obchodziło co blondyn może sobie pomyśleć, gdyby mu pomagała. Bardziej martwiła się, co powiedzą przyjaciele, gdy zobaczą ją z Malfoy'em. Postanowiła porozmawiać z chłopakiem natychmiast. I choć mogła to być rozmowa bez odpowiedzi ze strony chłopaka, to nie miała zamiaru się załamywać. Wręcz przeciwnie. 
-Wiem, że nie chciałaś. Tylko odegrałaś się za to, co ja Ci zrobiłem. Nie musisz się tłumaczyć, po prostu odejdź-nim zdążyła zacząć rozmowę, blondyn sam się odezwał. 
-Malfoy, ja naprawdę...
-Odejdź mówię-jego ton nabrał stanowczości. Nie wykonała jego polecenia i nadal tkwiła w miejscu. 
-Chcę...
-Jak mówię odejdź to masz iść, rozumiesz? Nie chcę Cię teraz widzieć, możesz iść.
-Nigdzie nie pójdę. Koniec-usiadła po drugiej stronie drzewa o które opierał się chłopak i rozmyślała co go tak rozzłościło. Tak, zrobiła źle i bardzo tego żałowała. Ale przecież należy wybaczać osobom, które z całego serca wstydzą się tego uczynku. Nie tak uczyła ją mama? Traktuj innych tak, jak sam chciałbyś być traktowany? Widać arystokracie tego nie wytłumaczysz. Od początku w jego malutkim świecie kreuje się nikczemny obraz szlamy jako osoby, która nie powinna istnieć. Obraz przechodzi w rzeczywistość i nieczysta krew jest potępiana. 
-Granger, nie poszłaś prawda?-zza pnia usłyszała głos Dracona. 
-Nie i nie mam zamiaru. Nie myśl sobie, że tak łatwo odpuszczę, bo to nie w moim stylu. 
-Merlinie za co mnie tak każesz? Mam pytanie. Czemu nie odeszłaś? 
-Nie jestem Tobą i nie rezygnuję prędko z tego co postanowię. Staram się komuś pomagać nawet jeżeli jest z innego domu. To chyba cały mój sekret. 
-A ja myślę, że nie odeszłaś, bo coś Cię do mnie ciągnie.
-Tak Malfoy, na pewno. Coś mnie ciągnie do dupka, arystokraty, Ślizgona, Śmierciożercy...-nim opamiętała się co powiedziała, chłopak chwycił ją za dłonie i przygwoździł do pnia drzewa. Naciskał coraz silniej, przez co nadgarstki dziewczyny zaczęły krwawić. 
-Malfoy to boli. 
-Bardzo dobrze. 
Widać, że sprawiało mu to satysfakcję. Mógł ją zabić jednym zaklęciem, ale wiedziała, że się nie ośmieli. Są na terenie Hogwartu a tutaj jest Dumbledore...chociaż po tym Ślizgonie mogła spodziewać się wszystkiego. Dłonie coraz bardziej ją bolały. 
-Nawet nie próbuj nazywać mnie Śmierciożercą- wycedził przez zęby z naciskiem. W jego oczach błyskały iskierki nienawiści. Po paru minutach puścił Hermionę i udał się w stronę Hogwartu. Oszołomiona dziewczyna usiadła przy drzewie i tym razem ona wydusiła ciche: "Najlepiej byłoby gdybym nie istniała", którego akurat nikt nie usłyszał. 
~*~

-Może zaprosimy jeszcze kilku Śmierciojadków?
-Zabini proszę Cię, kończ szybko ten swój wynalazek i uciekaj. 
-Wiewiórko nie martw się! O wiele gorsze rzeczy tutaj robiłem...Ah, no i wszyscy wiedzą, że to ja, więc nie mamy się czym stresować. 
Ostatnie iskierki zostały podłączone do nowego wynalazku Blaise'a, który miał stworzyć wielką mgłę układającą się w napis: "Voldemort zjedz Snickers'a, bo zaczynasz strasznie gwiazdorzyć."
Ginny osobiście tego nie popierała, ale w duszy śmiała się z przesłania. 
W co ona się pakuje?
~*~
-Potter! Co ty tutaj robisz?-Minerwa McGonagall była przestraszona. Nie dość, że jedna z uczennic Hogwartu jest wampirem, to na dodatek Harry Potter o tym wie. 
-Ugh...ja? Nic...miałem iść do profesora Dumbledore'a, by zapytać o lekcję, ale..ale to nic ważnego. Ja już wychodzę...
-Harry Potterze, odejmuję 50 punktów Gryffindorowi za podsłuchiwanie rozmów nauczycieli i wpadanie do gabinetu dyrektora! A teraz siadaj tutaj. Musimy sobie coś wyjaśnić-kobieta mówiła z coraz większą fascynacją. Karanie uczniów to jej hobby. Harry usiadł, a pani nauczyciel zaczęła mówić. 
-Otóż jak widzisz panna Parkinson jest wampirem. Nie wiemy jak to się stało, ale prawdopodobnie została ugryziona przez jednego z nich w siedzibie Śmierciożerców, do których miała należeć-Potter jakoś się nie zdziwił-oczywiście staramy się do tego nie dopuścić. Ale musimy znaleźć kogoś, kto będzie pilnować Pansy i tą osobą będzie Hermiona. 
-Ale...Hermiona na mnóstwo spraw na głowie, sprawdzianów i w ogóle..
-Sugerujesz Potter, że zajmiesz się panną Parkinson? Dobrze, zaczynasz od jutra. Twój nowy pokój znajduje się za portretem z książkami na szóstym piętrze. Hasło to: "Krew".  Życzymy powodzenia-powiedziała McGonagall i wyrzuciła Harry'ego z gabinetu.  

====================================================
Rozdział krótki, bardzo :) ale postanowiłam, że będę pisać krócej, ale częściej ;) 
Podobał Wam się?
Narcyza.

sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział V: "Diabły, wampiry i co jeszcze?"

Lekki puch pod opuszkami palców dawał jej ukojenie. Jeszcze parę dni temu leżała w dormitorium i rozmawiała z Hermioną na rozmaite tematy. I pomyśleć, że przez nią ucierpi Granger, Ron i Harry. Harry Potter. Jej chłopak. Właściwie to z chłopakami jest u niej bardzo dziwnie. Jest razem z Harrym, ale jednak coś ciągnie ją do bardziej szalonych chłopców. W sumie, to u Voldemorta nie jest tak źle. Gdyby nie fakt, że leży zamknięta w pokoju o purpurowych ścianach, wszędzie znajdują się zdjęcia członków rodzin czystej krwi, a dookoła wyczuwa się zapach damskich perfum. Spokojnie Ginny. Połączmy fakty. Właśnie powiedziałaś najgroźniejszemu czarnoksiężnikowi gdzie znajduje się Golden Trio. Nic takiego...prawda? To tak jakby powiedzieć złodziejowi gdzie jest klucz do domu! Ruda jaka jesteś głupia! Jakiś głos coś podpowiada. No tak! Veritasetum. To nie twoja wina, Ginny. To oni podali Ci ten eliksir. Z rozmyślań wyrwał ją stukot do drzwi. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że nie jest uwięziona i w każdej chwili może wstać i wyjść. Ach, no tak. Wszędzie Śmierciożercy. Serio, Ginny? Ty zdałaś SUMy? Powinni Cię wylać...
Dziewczyna wstała i otworzyła drzwi. Tej osoby nigdy by się nie spodziewała. Pomimo dawnej urazy była szczęśliwa, że ktoś jednak tutaj z nią jest. Ktoś, kto pomoże jej się wydostać. 
-Zabini!-krzyknęła bez opamiętania. Chłopak spojrzał na nią jak na nienormalną osobę, wepchnął z powrotem do środka i zamknął drzwi. Weasley nie wiedziała co się dzieje. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć usłyszała głos czarnoskórego.
-Od nowa! Gdy zapukam masz mi otworzyć, złożyć pokłon i wypowiedzieć słowa 'Och, Blaisie Zabini! Wejdź w moje skromne progi!". Wtedy ja wejdę i dam Ci dalsze instrukcje. Dziewczynie szczerze zachciało się śmiać. Nie miała zamiaru jednak wykonywać poleceń Ślizgona. W jej głowie zrodził się iście diabelski plan. Ponownie usłyszała pukanie. Otworzyła drzwi i złożyła pokłon, tym samym podcinając nogi przybyszowi. Zaczęła chichotać, dopiero później zdając sobie sprawę kto leży na podłodze. Był to nie kto inny jak Bellatrix Lestrange. Jej bujne loki spoczywały na twarzy, usta wykrzywiły się w grymasie. Była bardzo wściekła, co można było wywnioskować po jej minie. Ginny przygotowana była na najgorsze. Modliła się, by szybko ją zabiła. W tle ujrzała jednak zwijającego się ze śmiechu Zabiniego. Jego twarz była cała czerwona, śmiech nie miał końca, a on sam trzymał się za brzuch, który najwyraźniej już go rozbolał przez niepohamowany wybuch radości. Chciała rzucić w niego najgorszym zaklęciem jakie znała, lecz przypomniała sobie, że właśnie narażona jest na śmierć ze strony panny Lestrange. Nim zdążyła przeprosić lub cokolwiek powiedzieć, usłyszała jej wściekły, piskliwy głos.
-Zdrajcy krwi! Ja Wam pokażę! Miałam tutaj przyjść tylko by przedstawić Ci twojego kolegę, który ma Cię więzić, a gdy będzie taka potrzeba zabić, ale po co się powstrzymywać? Możesz zginąć na miejscu!-twarz krzyczącej przybrała kolor dojrzałej wiśni. Weasley ta sytuacja zaczęła bawić. Czarnowłosa kontynuowała-Nie mogę Cię jak na razie zabić. Jesteś ważna dla Czarnego Pana, ale kiedy to się skończy, przysięgam, że będziesz leżeć...
-Tak jak ty teraz?-krzyknął Blaise nadal wybuchając głośnym śmiechem. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, co powiedział i do kogo, jednak o dziwo nadal chichotał. 
-Oooch!-Bella zaczęła tupać nogą jak mała, rozkapryszona dziewczynka. Wybiegła z pokoju krzycząc-Jesteście siebie warci! Wariaci wszędzie...
Czarnoskóry znów wybuchnął śmiechem, a rudowłosa popatrzyła na niego z politowaniem. 
-Ty się lepiej popatrz na siebie. Obraziłeś Bellatrix-oznajmiła beztrosko Ginny patrząc na zwijającego się Zabiniego, który z każdą chwilą się uspokajał, po czym znów wybuchał.
-Takie sprzeczki są codzienne. Ona wszędzie szuka czegoś, co pomogłoby jej zbliżyć się do beznosego. Osobiście uważam, że glizda ma większe szanse. Razem z Voldem są bardzo podobni do siebie. Oboje mają szpary gdzie nie trzeba. Oczywiście chodzi mi tutaj o nos-popatrzył na Weasley, kiedy trochę się uspokoił-No, to teraz mów jak się tutaj znalazłaś.
-No to...spałam sobie w dormitorium...
-Oczywiście Gryfiaków...
-Tak! Więc spałam...i...obudziłam się tutaj! 
-Woow! Więc to tak...wzruszające-Blaise wytarł teatralnie niewidzialną łzę.
-Zabini, nie żartuj sobie. Właściwie to czemu ty nie jesteś w Hogwarcie?
-Bo mój kochany Dracuniuniuś pojechał do Hogwartu i zostawił biednego Diabełka. Diabełkowi się nudziło więc tutaj przyszedł i już. A teraz moja droga zrobimy coś, w czym jesteśmy najlepsi!-wypowiedź Diabła zaintrygowała Ginny. Czyli jednak nie będzie się nudzić? Z nim? Oczywiście, że nie. 
-Co masz na myśli? 
-Rozwalimy ten zamek. Imprezkaaaaa!!!-chłopak zaczął biegać po pokoju i krzyczeć wniebogłosy. Weasley wiedziała, że ta noc nie będzie spokojna. Ani dla nich, a tym bardziej dla Śmierciożerców.

~*~

Dla Wybrańca wszystko, dla Wybrańca wszystko. Mogła powiedzieć po prostu "Harry idź i załatw mi wolne u Dumbledore'a." Dziewczyny są dziwne, po prostu dziwne.
Harry szedł korytarzem na siódmym piętrze. Dyrektor przeniósł swój gabinet akurat na to piętro, by móc uwolnić się od natrętnych łobuzów-zwłaszcza Ślizgonów.
Dziwne było to, że nie spotkał nikogo. Zauważył wielki posąg gargulca, który po chwili przemówił:
-Hasło!
Harry nie zastanawiając się dłużej, wypowiedział:
-Cytrynowe dropsy.
Gargulec odsunął się i Harry prędko wybiegł po schodach na górę. Gdy miał zapukać, usłyszał czyiś głos. A raczej kilka męskich głosów. Postanowił nie przeszkadzać w rozmowie i usiadł pod drzwiami. Chcąc nie chcąc musiał podsłuchać.
-Ależ ta dziewczyna nie zrobiła nic złego!-ktoś bardzo zażarcie próbował udowodnić reszcie, że ma rację.
 -Veriusie, pomyśl co stanie się, jeżeli ją tutaj zostawimy. Tysiące rannych, zniszczone mury szkoły. Pomyśl o uczniach, którzy nie są świadomi zagrożenia! A Potter? Potter nie jest odporny na takie coś! Ona w każdej chwili może się stać TYM czymś i nieświadomie zacznie zabijać!-tym razem Harry usłyszał głos profesor McGonagall.
-Masz rację Minerwo, panna Parkinson musi zostać odizolowana. Niestety nie mamy możliwości odesłania ją do domu, gdyż jej rodzice zostali zabici przez Lorda Voldemorta. Pozostaje nam nauczyć ją panowania nad sobą. Jakaś osoba, będzie musiała zostać z nią w dormitorium. Mieszkać z nią. Opiekować się nią. I co najważniejsze: uczyć ją cierpliwości, odwagi i siły. Proponuję Hermionę Granger-głos zabrał Albus Dumbledore. Potter słysząc co jego przyjaciółka będzie musiała wykonać, szybko wstał i nie myśląc otworzył drzwi do gabinetu dyrektora. Zobaczył wpatrujących się w niego z osłupieniem mężczyzn z Ministerstwa, Dumbledore'a, McGonagall i dziewczynę z krwistoczerwonymi ustami, kłami i czarnymi oczami. Chłopak nie miał wątpliwości. Ślizgonka Pansy Parkinson jest wampirem.

~*~

Dziękuję za przeczytanie tego posta ;)
Mam nadzieję, że się podobał ;3
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać ;//
Proszę o komentarze...motywują mnie do dalszego działania ;3
Całuję i pozdrawiam,
Narcyzia. 


poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział IV:"Wspomnienia, tłumaczące tak wiele."

-Hermiona zjedz coś! Nie możesz uczyć się...
-Harry zrozum, że nie jestem głodna. Teraz chciałabym się położyć i czytać jakąś książkę.
-Myślisz, że dam radę załatwić to u Dumbledore'a?
-Dla Wybrańca wszystko...-dziewczyna wstała od stołu i poirytowana ruszyła do jedynego miejsca, które ją uspokajało-jezioro. Wychodząc minęła grupkę Ślizgonów, wśród których kogoś brakowało. Malfoy'a. Granger zaczęła się zastanawiać, dlaczego książę Slytherinu nie pojawił się na śniadaniu. Pierwsza myśl, która jej się nasunęła to sen, ale dobrze wiedziała, że blondyn nie marnowałby czasu na spanie. W głębi serca naprawdę chciała wiedzieć, co ten chłopak jeszcze w sobie kryje. Podobno jest spokrewniony z Narcyzą. W czasie pierwszych dni jej śpiączki przychodził codziennie do Skrzydła Szpitalnego. Pomagał również Hermionie. Pod wpływem znajomych przeradza się jednak w kipiącego złością Śmierciożercę, który nie ma litości dla żadnego stworzenia, a zwłaszcza dla szlam. Nie wiedziała, który Dracon jest prawdziwy, ale w tej chwili mało ją to interesowało. Zwiększyła prędkość i była już na miejscu. Cisza i spokój otaczały to miejsce, jakby były nieustannym elementem całego tego krajobrazu. Panna Granger wiedziała, że nie zawsze tak było. W Historii Hogwartu dokładnie opisano wojny toczące się na tych terenach. Patrzyła w bezchmurne niebo i rozmyślała o poszczególnych uczniach Hogwartu. Większość nienawidziła jej przez jej pochodzenie. W reszcie budziła podziw. Przecież jest najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw! Jak to jest, że niektórzy rodzą się jako czcigodne dzieci czystokrwistych czarodziei, a niektórzy trafiają do mugoli i spędzają swoje dzieciństwo w niewiedzy o swoich mocach? Takim przypadkiem jest ona i Malfoy. 'Za często o nim myślisz!'-skarciła się w myślach i usłyszała czyiś głos:
-Spokojnie, możesz o mnie myśleć. Wiem, że jestem zniewalająco przystojny, nie trzeba mi tego uświadamiać-zza drzewa wyłonił się obiekt jej rozmyślań. Blondyn trzymał w ręce książkę, co nieco zdziwiło Hermionę.
-Malfoy ty dupku! Legilimencja co?-brązowowłosa udawała zrównoważoną, by zmylić chłopaka. Tak naprawdę miała już opracowany świetny plan.
-Ojj Granger musisz jeszcze wiele się nauczyć...-oznajmił beztrosko blondyn. Wykrył na twarzy dziewczyny wredny uśmiech i domyślił się o co chodzi. Było już za późno, by zrobić cokolwiek.
Hermiona poczuła, że wchodzi do umysłu znienawidzonej przez nią osoby. Przewijało się wiele wspomnień. Wybrała jedno i po chwili się w nim zatraciła.

Ogromny ogród, plac zabaw dla dzieci. Konkretniej dla jednego dziecka. Malutki Draco Malfoy bawił się na każdej z atrakcji zamieszczonej w ogrodzie. Biegał, robił wywroty, kilka razy się wywracał brudząc przy tym ubranie. Był zadowolony z życia, a zwłaszcza z nadchodzącego lata. Dumni rodzice patrzyli na swojego synka jak na najcenniejszy skarb. Jego zabawa nie miała końca, a z każdą chwilą przeradzała się w wielki pościg za każdym żywym stworzeniem. Poczynaniom chłopca przyglądała się trójka dorosłych: mama chłopaka Narcyza, Lucjusz oraz Bellatrix, która jako jedyna nie była zachwycona zachowaniem malca. Jej bujne loki co jakiś czas rozwiewał podmuch ciepłego wiatru. Ta sytuacja była dla niej co najmniej żenująca. 
-Uważam, że powinniście ograniczyć jego zabawy. Nauczmy go czegoś pożytecznego-jej usta pomalowane krwistoczerwoną szminką wykrzywiły się w szerokim, wrednym uśmieszku. Kobieta zawołała małego blondyna. 
-Dracusiu! Chodź ciocia Bella pokaże Ci czary mary!-jej przymilny głos rozniósł się po całym ogródku. Chłopak usłyszał wołanie i wolnym krokiem skierował się w stronę cioci. 
-Bello, co chcesz zrobić?-zapytał Lucjusz, który był zestresowany zachowaniem Lestrange. Wiedzial, że jest nieobliczalna, a jej czary bardzo potężne. W magii była niedorównana-oczywiście chodziło o Zaklęcia Czarnomagiczne. 
-Nic, czego bym nie potrafiła Lucjuszu. Nie martw się, malcowi nic się nie stanie. Uświadomimy mu tylko czym są szlamy i zdrajcy krwi w naszym świecie-gdy skończyła mówić, zjawił się Draco. Był bardzo podekscytowany. Rodzice często nie pozwalali mu uprawiać magii, tłumacząc, że jest za mały. Ale ciocia Bella, była zupełnie inna. Czary sprawiały jej radość.
-Draco, przyniesiesz cioci wróbelka? Ciocia bardzo by chciała go zobaczyć...Przyniesiesz?-Bellatrix mówiła z troską i fascynacją. Wiedziała, że malec zrobi wszystko, byle zobaczyć iskierki tryskające z różdżki.
-Oczywiście!-blondasek pobiegł w głąb ogrodu i prędko wrócił z ptakiem na ramieniu. Radośnie biegł w stronę rodziców, którzy wymieniali zaniepokojone spojrzenia oraz cioci. Położył zwierzę na jej dłoni i z niecierpliwością czekał na dalszy rozwój sytuacji. 
-Patrz: mały wróbelek jest ze świata mugoli czyli osób niemagicznych, którzy nigdy, przenigdy nie ujrzą iskierek z różdżki, Dracusiu. I dlatego wróbelek, a przede wszystkim dzieci wróbelka muszą należeć do świata mugoli. A teraz popatrz tutaj-kobieta wyczarowała czerwonego feniksa, który miał maleńkie złote łezki. Przypominał Fawkesa-to feniks. Odradza się z popiołu, ma w sobie magię. Należy do świata magii. On i jego dzieci powinni należeć do świata czarodziejów! Są prawowitymi czarodziejami. Ci, którzy tego nie czynią, powinni ponieść najwyższą karę. Więc jak myślisz? Co powinno się stać z wróbelkiem? Przecież on nie powinien tutaj być!-jej fascynacja z każdą chwilą się powiększała. 
-Powinien ponieść największą karę...-odparł po chwili zastanowienia Draco. 
-A największą karą, malutki, jest śmierć-oznajmiła szeptem pani Lestrange. Maluch i jego rodzice drgnęli niespokojnie. 
-Ale ja nie chcę żeby ten ptaszek umierał!-krzyknął blondyn, który był blisko płaczu.
-Takie jest jego przeznaczenie...nigdy nie powinien się tutaj znaleźć. Pamiętaj o tym! Gdy spotkasz osobę z niemagicznej rodziny, lub zdrajcę krwi, przypomnij sobie moje słowa. Takich ludzi należy tępić. A jeszcze lepiej wypowiedzieć małą, krótką formułkę, którą na pewno znasz...-Lucjusz i Narcyza byli naprawdę zdenerwowani. Nie chcieli, by ich syn tak traktował ludzi. To tylko maska, którą przybiera ich rodzina. Wiedzieli jednak, że Bellatrix nie przestanie-No, Draco! Jak brzmi to zaklęcie?
-Abrakadabra!-odpowiedział malec. Rodzice uśmiechnęli się. Lestrange była natomiast lekko podirytowana, lecz nadal żądna krwi i wytłumaczenia małemu czarnej magii. 
-Prawie dobrze, kochanie! Ciocia Ci pokaże...-wyciągnęła różdżkę, skierowała ją na niczego nie świadomego ptaszka i...-Avada Kedavra!-zielony płomień wystrzelił z patyka i ugodził zwierzaka, który leżał martwy. Draco Malfoy nie mógł uwierzyć, że ciotka zrobiła coś takiego z biednym, niewinnym stworzeniem. To zaburzyło jego psychikę. Nie chciał być taki jak ona. Niebiesko-szare oczy zapełniły się łzami, które po chwili wypłynęły na rumiane policzki. Przysiągł sobie, że nigdy nikogo tak nie skrzywdzi.

Hermiona wróciła do jeziorka obok Hogwartu. Patrzyła na Malfoy'a, który był najwyraźniej smutny i zdenerwowany. 
-Draco, ja...-nie wiedziała co miała powiedzieć. W końcu zobaczyła kawałek JEGO. Jego własność, którą chciał zatrzymać tylko dla siebie. Wydusiła więc tylko ciche-Przepraszam-i odeszła bliżej jeziora. Chłopak pozostał siedząc i powoli odprowadzając wzrokiem dziewczynę. Przypomniał sobie TO wspomnienie i wiedział, że dotrzyma danej sobie obietnicy. Nigdy nikogo tak nie skrzywdzi. A czy już tego nie zrobił? Przez siedem lat wyzywał osoby z niemagicznych rodzin, krzywdził innych. 
-Najlepiej byłoby, gdybym nie istniał.
Powiedział i ukrył twarz w dłoniach.
Nie zdawał sobie sprawy, że słyszała to mała istota, która siedziała nad brzegiem jeziora-Hermiona Granger. 

____
Witajcie! Zasmucił mnie brak komentarzy, ale mimo to chciałam napisać dla Was rozdział :) 
Mam nadzieję, że się Wam spodoba, chociaż dziś tylko Dramione :)
Całuję,
Narcyza+zapraszam na mojego drugiego bloga, o nieco innej tematyce: www.lifewithdaughterofslytherin.blogspot.com 
;* 


piątek, 13 marca 2015

Rozdział III: "Nic nie warte rozmyślania."

Łzy Hermiony znalazły swoje miejsce na białej koszuli Harry'ego. Spływając po policzkach dziewczyny pozbawiały jej czekoladowych oczu wszelkiej radości. Niegdyś tryskające milionami iskierek-teraz pogrążone w głębokim smutku. Ponoć łatwo jest przygotowywać się na stratę. W codziennych rozmyślaniach znajdujemy w sobie nutę nadziei mówiącą, że jeszcze niczego do końca nie jesteśmy pewni. Nadzieja jest jak świeca, której światło ukazuje nam drogę przez którą dane nam jest iść. Kiedy jednak staniemy twarzą w twarz ze straconą osobą, płomyk jasnej dotąd świecy gaśnie i pozostajemy my sami pogrążeni w mroku, próbując uwolnić się od natrętnych myśli. W przypadku Hermiony było tak samo. Dotychczas skupiała się wyłącznie na nauce i książkach, by zostawić w tyle wszystkie problemy. Z czasem zrozumiała, że to właśnie przyjaźń jest siłą pozwalającą jej kochać świat i ludzi, akceptując ich wady. Z zadumy wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Zauważyła rudą czuprynę Ron'a, znikającą za wrotami. Chciała pobiec za Weasley'em, by razem z nim udać się do Pokoju Wspólnego. By siedzieć w ciszy, która teraz była jej tak bardzo potrzebna. Pragnęła zaszyć się w dormitorium pod ciepłym kocem, wypić łyk herbaty i zasnąć ze świadomością, że to tylko zły sen, z którego rano wybudzi ją Ginny. Nie dane jej było spełnić swoich pragnień. Źle zaczęła szósty rok w Hogwarcie. Tak bardzo cieszyła się z powrotu do ukochanej szkoły. Los wszystko zmienił, a ona patrzyła na umierającą przyjaciółkę. Rzeczywistość dawała się we znaki i najwyraźniej trzeba było się z nią pogodzić. Stanąć twarzą w twarz, jak równy z równym. Czyjaś ręka wylądowała ja jej ramieniu. To Harry. Chłopiec, który przeżył. Sam miał tyle problemów. Sam nie radził sobie z Voldemortem, a jednak znalazł czas by wspierać swoją przyjaciółkę. Również pogrążony w rozmyślaniach zastanawiał się, co będzie z Granger po powrocie do Wieży Gryffindoru. Jak przyjmie wiadomość o porwaniu Ginny...
~*~
Nagłe wybudzenie zdarza się często i jest chęcią umierającej osoby do powrócenia na Ziemię. Tak, może jej nie znał. Może nigdy o niej nie słyszał. Ale widział. Widział jak obie dziewczyny cierpią i to skłoniło go do zdrady Czarnego Pana. Tyle, że on może wrócić do lochów, zamknąć się w dormitorium, wyjąć Ognistą Whiskey i zapomnieć o wszystkim. A ona? Straciła najlepszą przyjaciółkę. Co prawda nie do końca, ale prawdopodobieństwo, że Green wróci na ten świat wynosi zero. Dlatego też nic nie mówiąc siedział na szpitalnym krześle i z nieukrywanym zainteresowaniem przyglądał się Granger i Potterowi. Widząc Harry'ego próbującego pocieszyć dziewczynę coś ukłuło go w okolicach serca. Jest z rodu Malfoy'ów. Zmuszony do przesiadywania w towarzystwie Ślizgonów Czystej Krwi, nigdy nie dozna uczucia takiej przyjaźni, Wszystkie dziewczyny 'lecą' na jego wygląd i zawartość portfela, która była niemała. Nikt nigdy nie pokocha jego osobowości, która zawiera i wady i zalety. Popatrzył na Hermionę. Ta mała Gryfonka od początku ich znajomości pałała do niego nienawiścią. W pierwszej klasie była zwykłym kujonem. W ciągu pięciu lat wyładniała. Jej rysy twarzy wyostrzyły się, a ona sama wydoroślała. Może i była mugolaczką. Ale była ładna, czuła i inteligentna.
-Cholera Malfoy o czym ty myślisz?-skarcił się w myślach-to tylko nic nie warta, mała, tępa szlama.
Mógł mieć każdą. Ale nie tą.
~*~
-Harry, dlaczego mi nie powiedziałeś? Przecież dobrze wiesz, że wolę wiedzieć na czym stoję!-zapłakana Hermiona posłała potok słów w stronę Wybrańca.
-Hermiono, nie dość, że Narcyza nadal jest w śpiączce, to jeszcze Ginny zaginęła. Wolałem poczekać...dać Ci czas...
-Dać mi czas? Harry, na co?-łzy spływały po policzkach dziewczyny, opadając na cienką koszulkę-straciłam dwie najważniejsze osoby w życiu. Zostaliście tylko Wy. Myślałam, że mogę na Was liczyć.
-Przecież dobrze wiesz, że możesz...Zawsze będziemy przy Tobie. Ja i Ron. A jeżeli coś się stanie, to możesz nam powiedzieć...tak jak było kiedyś...
-Kiedyś nie wróci! Każda chwila przybliża nas do ostatecznego starcia. Do wojny, do Voldemorta, to śmierci. Widoku zmarłych! Przepraszam...najlepiej jak już pójdę...
Granger wybiegła z Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Prędko biegła po schodach, które wyjątkowo nie płatały jej figli i nie zmieniały miejsca. Dotarła do drzwi głównych. Chłodne powietrze uderzyło ją w twarz. Nie zważała na to jednak. Nic teraz się nie liczyło. Udała się w stronę jeziora. Przychodziła tam w drugiej klasie, kiedy miała problemy. Z czasem zapomniała o tym miejscu, a teraz stało się ono przystanią, która obmywała jej duszę i zabierała smutki. Kiedy dotarła na miejsce, oparła się o pień wielkiego drzewa i słuchała śpiewu ptaków. Pomimo późnego wieczoru, parę uczniów przechadzało się obok jej miejsca położenia, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi. Z dala dostrzegła blond czuprynę. Dobrze wiedziała do kogo należy i nie miała ochoty rozmawiać z tą osobą. Nie chciała kolejny raz zostać pośmiewiskiem Ślizgonów. Wyciągnęła więc książkę i zatopiła się w lekturze. Nie zauważyła kiedy wieczór zamienił się w noc. Jej największym marzeniem było dotarcie do Wieży Gryffindoru, nie napotykając po drodze żadnych uczniów, nauczycieli a broń Boże Filcha. Nim się jednak obejrzała zza drzewa wydobył się odgłos.
-Witaj, Granger. 
~*~
-Więc powiadasz, że nie wiesz nic o Harrym Potterze i o jego wstrętnych znajomych?
-Tak. Nie widziałam ich od początku roku szkolnego.
Pusty pokój wiał grozą. Voldemort i ona. Kompletne przeciwieństwa. On-pozbawiony chęci życia, bez sił, blady, nienawistny. Ona-kochająca życie, miła, troskliwa, z burzą rudych włosów. Pozostawiona w sytuacji bez wyjścia. "Wolałbym umrzeć niż zdradzić przyjaciół..."-słowa Syriusza zabrzmiały jej w głowie. Ten człowiek poświęcił się w imię "lepszego życia". Spędził dwanaście lat w Azkabanie, by uratować Jamesa i Lily. A co ona chciała zrobić? Wydać Harry'ego...Teraz ten plan wydał jej się bez najmniejszego sensu. Będzie bronić przyjaciół. Nie powie ani słowa. 
-Glizdogonie, przynieś Veritaserum.
Zauważyła mężczyznę, przypominającego szczura. Widziała go w Proroku Codziennym. Peter Pettigrew. Więc Voldemort ma zamiar tak pogrywać? Więc ona nic nie powie. Skup się Ginny, skup się...
-Bardzo dobrze. Imponujesz mi Glizdogonie. A teraz podaj to naszej koleżance. Musimy się dowiedzieć, co kryje się w jej główce...
Natychmiast poczuła, jak jej mięśnie się rozluźniają. Poczuła, że może powiedzieć temu człowiekowi wszystko. Ale zdrowy rozsądek od czasu do czasu wmawiał jej, że to wielki czarnoksiężnik. Pod wpływem eliksiru, nie wiedziała w co wierzyć...
-Więc jak było? Co wiesz o Harrym Potterze?
-Harry przebywa w Hogwarcie. Wie o horkruksach. Zerwał ze mną by mnie chronić. Przygotowuje się do ostatecznej bitwy. Razem z Ronem szukają rozwiązań wielu nurtujących pytań. Profesor Dumbledore zbiera wspomnienia osób, związanych z TOBĄ. WOJNA nadchodzi...
Po tym wyznaniu dziewczyna zemdlała, a całe życie przebiegło jej przed oczyma. Co ona cholera zrobiła?
~*~

-Malfoy nie rób sobie żartów i wyłaź. W ogóle co ty tutaj robisz? Utleniacz utknął Ci na drzewie i nie masz jak go ściągnąć? 
-Granger nie rób sobie żartów. Mam wiadomość o McGonagall. Tylko to mnie powstrzymuje od zaprezentowaniu na Tobie jakiegoś świetnego zaklęcia, przez które pognijesz kilka dni w szpitalu. Przekazuje Ci, że masz jak najszybciej stawić się u Dumbledore'a. Są jakieś wiadomości na temat Weasley, czy coś takiego. A teraz pozwól, że pójdę spać. Nie mam zamiaru tak jak ty czytać beznadziejnych książek. 
Chłopak zniknął, a ona pozostała sama ze swoimi rozmyślaniami. Szybko poderwała się, zabrała torbę wraz z rzeczami i ruszyła w stronę zamku, by spotkać się z dyrektorem. Stanęła przed wielkim posągiem i wypowiedziała hasło. 
-Truskawkowy budyń. 
Posąg odsunął się, a ona stanęła przed drzwiami do gabinetu Albusa. Zapukała, usłyszała 'proszę!' i weszła do środka. Od progu przywitał ją brodaty mężczyzna.
-Witaj Hermiono! Jak widzę,  Dracon wypełnił swoją misję i przekazał Ci wiadomość-Dumbledore spoglądał na nią spod okularów połówek wzrokiem przepełnionym współczuciem.
-Tak, oczywiście. Profesorze, ta wiadomość, ona podobno jest o Ginny. To prawda?
-Oczywiście...dowiedzieliśmy się, że...Och, panno Granger to może być dla pani szok, ale...panna Weasley została porwana przez Czarnego Pana...
_______________________________________________
Tamdam! 
Kolejny rozdział, mam nadzieję wyjaśniający niejasności. 
Tak wiem, przez dłuższy czas mnie nie było, ale niestety zajęłam się trochę bardziej nauką. Poprawiłam kilka ocen i teraz powracam :) 
Co mnie zmotywowało? 
Komentarze! :) Jestem z Was naprawdę zadowolona. Jednak chciałabym podziękować Natalii Brzuzy, która naprawdę napisała świetny komentarz, który dodał mi wiele sił. Ten rozdział dedykuję właśnie jej. Dziękuję kochana!
A teraz mam nadzieję, wyrazicie swoją opinię na temat rozdziału :)) 
Całuję, Narcyza! 

wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział II: "Ostatnie podziękowania."

Malfoy Manor-siedziba Czarnego Pana. Nie chciałam znów tego oglądać-los zażyczył sobie inaczej. To sen? Znów widzę dwie dziewczyny prowadzone przez dwóch Śmierciożerców, wołające o pomoc. Dobrze wiedziałyśmy, że to nic nie da. Jak to możliwe, że nas złapali? Zadawałam sobie to pytanie setki razy w myślach. Może nie było to rozsądne, ale uwalniało od nieustannych rozmyślaniach o tym co spotka nas w środku. Jeden mężczyzna popchnął ogromne, masywne wejściowe drzwi. Idąc korytarzem czułam silny uścisk Śmierciożercy. Jak widać, byłyśmy bardzo ważne, skoro nasza ucieczka kosztowałaby go co najmniej śmierć, a prawdopodobnie tortury z ręki samego Voldemorta. W świetle księżyca rozpoznałam jego twarz. Widziałam ją już kilka razy w gazecie. To Lucjusz Malfoy. Długie, blond włosy opadały na jego nienagannie wyczyszczoną szatę. Wiedziałam, że łączy go coś z Czarnym Panem, lecz w gazerach zapierał się, że to kompletne bzdury-należało w to wierzyć. Teraz mam dowód, że Mroczny Znak pała ogniem na jego lewym przedramieniu. Tylko co mi z tego dowody, skoro za parę minut będę prawdopodobnie martwa? Popatrzyłam na Hermionę. Jeszcze przed chwilą była przerażona, lecz teraz strach na jej twarzy zamienił się w próbę wymyślenia planu ucieczki. Człowieka, który prowadził Granger nigdy nie widziałam. Może dlatego, że większość życia spędziłam w mugolskim otoczeniu? Możliwe. Dotarliśmy do kolejnych drzwi. Malfoy otworzył je jednym z nieznanych mi zaklęć. Pomieszczenie było przesiąknięte strachem. Ciemny pokój, zdobiony bogatymi dodatkami najprawdopodobniej wykonanymi przez stare gobliny, oświetlony jedynie ciężkim żyrandolem. Wielki stół, zapełniony potrawami, przy którym siedzieli Śmierciożercy z najstarszych czarodziejskich rodów-wszyscy pewnie Czystej Krwi. Wystraszony chłopak o blond, a raczej białych włosach, prosto siedzący obok równie przerażonej matki, przykuł moją uwagę. Widać nie chciał znajdować się na środku tego 'widowiska'. Hermiona rozpoznała go, jednak by zachować pozór, że nikogo tutaj nie znamy, przyjęła obojętną minę. W całym pomieszczeniu słychać było chłodny, przenikliwy głos.
-Wejść!-mężczyźni mocno popchnęli nas w przód. Zauważyłam, że ręka blondyna drgnęła. Może chciał nam pomóc? Narcyzo, o czym ty myślisz! To Śmierciożerca, nie przyjaciel. Postanowiłam zapomnieć o geście i skupiłam się na twarzach innych zgromadzonych w sali ludzi. Kobieta obok chłopaka-zapewne Narcyza Malfoy-patrzyła na nas z żalem. Stanowiła kompletne przeciwieństwo męża. Wywnioskowałam, że blond chłopak to Dracon Malfoy. Obok mojej imienniczki siedziała dumna Bellatrix Lestrange. Jej buje loki zakrywały szczerzące się z zadowolenia usta. Reszty osób nie rozpoznałam. Być może z powodu obecności Czarnego Pana i wywoływanej presji...Czułam na sobie jego wzrok. Pośród ciszy panującej w sali można usłyszeć bijące serca obecnych. Rozległ się głos Lorda. 
-Och, miło Was widzieć w naszych skromnych progach. Lucjuszu, Dennisie bardzo dobra robota!-teraz przypomniałam sobie mężczyznę prowadzącego Hermionę. To Dennis Craftlight-uciekinier z Azkabanu. Voldemort kontynuował przemowę.
-Kim są dziewczyny? Czyż to niejaka Hermiona Granger, szlama, ulubienica Dumbledore'a i przyjaciółeczka Pottera?-Śmierciożercy wybuchnęli śmiechem-A Twoja koleżanka to...?-Czarny Pan wstał i  ruszył w naszą stronę. Gdy znalazł się blisko mnie ujrzałam jego wąskie oczy, bladą twarz oraz poczułam niemiłą woń krwi. Ponowił pytanie.
-Kim jesteś?-Dracon zaniepokojony patrzył przed siebie, raz po raz zerkając na nas oraz zaciskając pięści, próbował skupić się na jednym punkcie. Teraz byłam pewna, że chce nam pomóc. Ale po co? Gdyby teraz przeciwstawił się władcy, zginęłybyśmy my, on oraz najprawdopodobniej jego rodzina. Nie mogłam do tego dopuścić. Wolę umrzeć, ale pozostawić przy życiu jego oraz Narcyzę. Oni nie zasługują na miejsce przy tym stole. Lucjusz może trafić do Azkabanu. Co do niego nie mam żadnych wądpliwości-Śmierciożerstwo oraz zabijacie sprawiają mu przyjemność. 
-Narcyza Green. Czarownica Czystej Krwi, córka Delly i Augusta Green-odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Kłamstwo w niczym mi nie pomoże. 
-Czystej Krwi, tak? Czy Twoi rodzice spokrewnieni są z którąś rodziną, siedzącą o tutaj?-ręką wskazał na zgromadzonych Śmierciożerców. Dobrze wiedziałam, z kim łączą mnie więzy krwi. Byłam siostrzenicą Bellatrix i Narcyzy. To właśnie po tej drugiej, mama nadała mi imię. Co do mojej matki...zmieniła dane osobowe, by móc normalnie żyć w świecie mugoli, nie będąc kojarzoną z Syriuszem, który był uważany za mordercę. Nie chciałam zdradzać swoich powiązań z siostrami, żeby nie narobić kłopotów Malfoy'om. 
-Nie, nie ma tutaj osoby, która byłaby moją rodziną-powiedziałam pewna siebie.
-Hm, czyli nie mam po co Cię tutaj trzymać...-Voldemort podniósł różdżkę, celując ją we mnie. Miałam pewność, że to już koniec. Przygotowałam się na śmierć. Ostatni raz rzuciłam spojrzenie w stronę Malfoy'ów. Gdy Czarnoksiężnik wypowiadał zaklęcie, przed oczami mignęła mi biała czupryna, osłaniająca mnie i Hermionę. Później było zielone światło i głosy wołające imię Malfoy'a. 
-Draco...-szepnęłam.

~*~
-Wracając do rozmowy...skoro Narcyza chciała, byś zachował swoje życie, to cholera jasna Malfoy, czemu jej nie posłuchałeś!-Hermiona 'krzyczała szeptem'. Była zdenerwowana na chłopaka. Chociaż...gdyby nie on, kto wie, czy teraz miałaby okazję z nim rozmawiać.
-Powiedz mi. Miałem patrzeć, jak ona ginie? Jak Ciebie zabierają do tortur? Wiem co dzieje się, gdy złapana osoba okazuje się być Czystej Krwi, a co dzieje się, kiedy jest dzieckiem mugoli. Uwierz, to nie są dobre rzeczy i z pewnością nie chciałabyś przez to przechodzić. Ciesz się, że uciekłaś tylko z tym napisem, a nie z ciałem w cudownych rymowankach ciotki Belli.
-Naraziłeś się. Poświęciłeś się. Jak to możliwe, że nie zginąłeś?
-Czy ty w ogóle widziałaś co się tam działo? Voldemort na początku zapytał Narcyzę jakiej jest krwi i czy jest spokrewniona z którąś z rodzin Śmierciożerców. Nie wiem, czy wiesz, ale jest siostrzenicą mojej mamy, czyli moją 'kuzynką', ale to wszystko bardzo pogmatwane. Gdyby zdradziła te więzy krwi, musiałaby zostać sługą Sama-Wiesz-Kogo. Oczywiście jeżeli Bellatrix i Narcyza wyraziłyby zgodę, ale prawdopodobnie nie miałyby wyjścia. Ona jednak tego nie zrobiła. Może nie wiedziała, może nie chciała się z nami zaprzyjaźniać. Gdy Riddle dowiedział się, że nic ją nie łączy ze Śmierciożercami, najzwyczajniej w świecie chciał ją zabić. I wtedy wkroczyłem ja. Ktoś rzucił Expelliarmus na Lorda przez co Mordercze Zaklęcie nie wypaliło. Bellatrix złapała Cię za nadgarstek i wypaliła napis. Później uciekliśmy wyjściem, które znam tylko ja i moja matka-Hermiona przypomniała sobie, że teraz pewnie torturują panią Malfoy. Widząc jej minę, Dracon dodał-Nie martw się, ona także uciekła.
-Mam rozumieć, że teraz jesteście po naszej stronie?
-Najwyraźniej tak.
-Zmieniłeś się.
-Ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień Granger. Po prostu mnie nie poznałaś.
-Może i lepiej. Miałabym mieszane uczucia co do Ciebie. Więc problem rozwiązany...
Malfoy parsknął śmiechem.
-Pf, myślisz, że to już koniec? Dziewczyno, stado Śmierciusów szuka Ciebie i Narcyzy. Wiedzą, że jesteście w Hogwarcie. W dodatku Potter tutaj jest. Ciekawie prawda? Zaatakują najpóźniej za miesiąc. Co wiesz o Narcyzie?
-Urodziła się w tym samym roku co my. Jest ode mnie młodsza o miesiąc. Jej rodzice to Delly i August Green, ale podobno jej matka jest siostrą twojej mamy i Bellatrix. No, i oczywiście Andromedy. Gdy jej matka zmarła, zamieszkała razem z nami. Ona również jest czarownicą. Pojechała razem ze mną na dworzec, ale...złapali nas. Zaprowadzili do Malfoy Manor i potem...potem wiesz co się stało.
-Jestem ciekaw, co robi Czarny Pan...

~*~
-Gdzie dziewczyny?-głos Voldemorta odbijał się od ścian pokoju.
-Panie...nie udało nam się ich złapać...Narcyza Malfoy rzuciła na Pana różdżkę Expelliarmus. Następnie młody Malfoy rzucił się i porwał dziewczyny. Chłopak zabrał je prawdopodobnie do Hogwartu. Lucjusz i Narcyza zginęli bez śladu...
-Mam nadzieję, że to żart. Malfoy'owie nigdy by nas nie opuścili: są przecież najwyższymi w randze...
-Niestety, Panie...to prawda...
-Więc pozwoliliście, by teraz zdradzali nasze sekrety?! Pozwoliliście im uciec, wydostać się na wolność. Długo się nią nie nacieszą...Bellatrix!
-Tak?
-Masz ich zabić!
-Ale...to moja rodzina...
-Jesteś wierna rodzinie, czy swojemu Panu?
-Tobie, Panie, Tobie. Tylko i wyłącznie Tobie.

~*~
-Harry, jak myślisz, Narcyza się wybudzi czy nie?-Ron zapytał swojego przyjaciela o sprawę, która zaprzątała jego umysł w czasie ostatnich dni.
-Ron, nie możemy przesądzać. Mogła ulec jakiemuś urokowi. Cudem tutaj się znalazła. Musimy wierzyć, że uda jej się wydostać z umysłu. Poza tym, zajmuje się nią pani Pomfrey. Ona zna wiele sposobów, by uleczyć rannych-Potter też był zmartwiony całą tą sytuacją. Przecież gdyby Green wybudziła się i przeszła na dobrą stronę, mogłaby udzielić mu informacji o Czarnym Panie!
-Może i tak...wierzysz w te plotki, że Malfoy uratował Hermionę i Narcyzę? Podobno cała jego rodzina należy teraz do Zakonu Feniksa-Weasley był poruszony. Musiał mieć jakiś temat, by nie myśleć o przerażającym go, ostatecznym starciem.
-Gdyby im nie pomógł, McGonagall nie wpuściłaby go do Skrzydła Szpitalnego. Ron, to że jesteś uprzedzony do rodziny tlenionej fretki, nie oznacza, że nie mogą się zmienić. Teraz najważniejsze jest to, by wyciągnąć od nich informacje o Voldemorcie-widząc minę rudzielca, dodał-Ron! To tylko imię, nie możesz całe życie bać się go wypowiadać. Strach przed imieniem zwiększa strach przed tym, kto je nosi.
-Brzmisz jak Hermiona...Właśnie! Gdzie ona jest?
-Narcyza była jej przyjaciółką, pewnie teraz siedzi z nią w Szpitalu. Jest tam też Malfoy. Widząc ich stosunki, prędzej się pozabijają niż pogodzą...Miejmy nadzieję, że Miona wróci w jednym kawałku-kiedy to powiedział, dziura w portrecie otworzyła się i weszła Granger. Zaczęła prędko biec do przyjaciół.
-Chłopcy! Budzi się! Narcyza wraca do nas! Chodźcie szybko!
Trójka przyjaciół ruszyła do Skrzydła Szpitalniego. Mijali niczego nieświadomych uczniów. Hermiona zadowolona prowadziła przez tłum na korytarzach. Na miejscu zastali Malfoy'a.
-Co on tutaj robi?-zapytał Ron i rzucić gardzące spojrzenie w stronę blondyna.
-Ron, to w tej sytuacji nieistotne. Wchodzimy!
W pomieszczeniu był już Albus Dumbledore oraz Minerva McGonagall.
Czwórka stanęła przy łóżku dziewczyny. Kiedy ich zobaczyła szepnęła.
-Hermiona, Draco, Harry, Ron...dziękuję...
Zasnęła. Kto wie, czy kiedykolwiek się wybudzi?

~*~
Mam nadzieję, że rozdział choć trochę wyjaśnił Wam co dzieje się z Narcyzą, Golden Trio i Malfoy'ami.
Piszcie komentarze :) Są one dla mnie bardzo ważne i motywują mnie do dalszej pracy :)
Całuję,
Narcyza.
+Gdyby ktoś nie wiedział, to pierwsza część jest z perspektywy Narcyzy Green. A co się dzieje i gdzie to chyba łatwo się domyślić :)


poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział I: "Chciała, bym zachował swoje"

-Narcyzo, może pamiętasz jednak jakąkolwiek rzecz ze mną związaną? Hermiona Granger, pamiętasz? Chodziłyśmy razem do mugolskiej szkoły. Później wszystko się zepsuło. Twoja mama zmarła, a tata oszalał i wyjechał do Australii. Moi rodzice zabrali Cię do naszego domu. Było świetnie, dopóki ja nie musiałam wyjechać do Hogwartu. Och, mogłaś nie iść ze mną. To było niebezpieczne. Ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałyśmy...nie wiedziałyśmy kim jesteś i dlaczego się tutaj znalazłaś. Proszę, obudź się...-brunetka skuliła się na fotelu, roniąc łzy. Rozmawiała ze swoją przyjaciółką, powtarzając jej, że wszystko się ułoży. Jak wielka jest nadzieja człowieka, który widzi umierającą bliską osobę. Nadzieja, która przełamie strach. Nadzieja, która zgładzi śmierć. Nadzieja, która uleczy rany.
-Hermiona, to nic nie da. Za parę minut rozpocznie się Transmutacja, musimy iść-do pomieszczenia wszedł Ron. On także tęsknił za Narcyzą, chociaż jej nie znał. Słyszał kilka opowiadań o niej, ale nie sądził, że dziewczyna jest tak śliczna. Długie ognisto-czerwone loki spoczywały na jej ramionach. Niebieskie oczy, tęskniące za widokiem świata, niegdyś tryskające iskierkami, teraz przykryte ciężkimi powiekami. Zwiewna biała bluzka i czarne legginsy okryte białą, szkolną kołdrą. Usta lekko rozchylone, ukazujące rząd białych zębów, posmarowane czerwoną szminką. Dlaczego tak młoda dziewczyna musi umrzeć?

***
-Właśnie za pomocą tego zaklęcia możemy zamienić zwykły klucz w fiolkę pełną eliksiru szczęścia! Pamiętajcie jednak, że jest to bardzo trudne i wielu się nie udaje...Panno Granger! Dlaczego nie zapisała pani notatek? Będą one potrzebne na najbliższych sprawdzianach, a zważywszy na pani zapał, powinna pani wykonać wypracowanie na co najmniej dwie strony!-profesor McGonagall patrzyła surowo na swoją uczennicę. Wiedziała, że strata przyjaciółki przekłada się na jej oceny, ale nie mogła dopuścić, by dziewczyna zamknęła się w sobie. 
-Przepraszam, pani profesor. Ja...po prostu nie mogę pogodzić się ze stratą-odpowiedziała Hermiona. To prawda. Strata Narcyzy byłaby dla niej ogromnym ciosem. Przecież to właśnie przez nią Green leżała w szkolnym szpitalu. Gdyby nie zabrała jej wtedy z domu...
-Panno Granger, zwalniam Cię z dzisiejszych lekcji. Notatki pożyczysz od pana Potter'a, który mam nadzieję je wykonuje-popatrzała na Wybrańca z udawaną złością-proszę, przemyśl wszystko i weź się w garść. Czasem trzeba pogodzić się z losem. 
Hermiona wstała, spakowała książki i ruszyła w stronę drzwi. Na jej nieszczęście miała lekcję ze Ślizgonami. 
-Pani profesor! Czy mógłbym również odwiedzić pannę Green? Jest blisko spokrewniona z moją rodziną i myślę, że gdyby się obudziła, porozmawiałaby ze mną. Oczywiście nie mam nic przeciwko odwiedzinom panny Grager, ale sądzę, że ja też powinienem tam być-odezwała się osoba, która Hermionie była teraz najmniej potrzebna. Draco Malfoy. Szkolny arystokrata. Miała go serdecznie dość na lekcjach, a co dopiero spędzać z nim czas przy Narcyzie. Przecież on kompletnie nie rozumie powagi sytuacji!
-Panie Malfoy. Oczywiście możesz odwiedzić pannę Narcyzę, ale pod jednym warunkiem. Jeżeli dowiem się, że przeszkadzałeś pannie Granger w rozmowie z przyjaciółką, otrzymasz karę w postaci polerowania Pucharów z woźnym Filchem, list do rodziców oraz stratę pięćdziesięciu punktów Slytherinu. Mam nadzieję, że zgadza się pan na takie warunki-dziewczyna nie rozumiała dlaczego nauczycielka tak szybko zgodziła się na propozycję Ślizgona.
-Oczywiście pani profesor-blondyn był jak zwykle zadowolony z siebie. Prędko zabrał swoje rzeczy i próbował dogonić Hermionę. Ta nieugięta szła przed siebie, nie zwracając uwagi na towarzysza. 
-Granger, czekaj!-Malfoy przełamał się i krzyknął do przewodnika. 
-Na co? Na Ciebie? Och, lepiej się nie odzywaj. Nie wiem po co idziesz odwiedzić Narcyzę, ale jeżeli masz w tym jakąś korzyść, to powiedz od razu. Chcę wiedzieć na czym stoję.
-Wolałbym nie mieć w to wkładu. Naprawdę. Ale...-jedna łza potoczyła się po policzku arystokraty-to ja tam byłem. To ja byłem wtedy ze Śmierciożercami, kiedy w nią celowali. To ja byłem wtedy kiedy Bella zrobiła Ci ten znak-Malfoy popatrzył na nadgarstek u prawej ręki Hermiony. Znajdował się tam napis: "Memento Mori"-"Pamiętaj o śmierci". Granger była szlamą. Dzieckiem mugoli. Znienawidzona przez czarodziei Czystej Krwi, dążyła do równouprawnienia każdego czarodzieja. Chciała odpowiedzieć chłopakowi, ale drzwi do szpitala otworzyła im pielęgniarka Lissa.
-Dziewczyna szeptała przez sen imię Dracona-powiedziała, a pod Hermioną ugięły się nogi.
-Przecież to niemożliwe...-szepnęła dziewczyna, a chłopak zmierzył ją wzrokiem-to nie mogło się stać! To...to ty sprawiłeś, że teraz leży tutaj i nie może nic wypowiedzieć! 
-Miona, niektóre osoby rozumieją co należy robić, kiedy ktoś może stracić życie. Chciała, bym zachował swoje. 
=========================================

Pierwszy rozdział! Mam nadzieje, że się podoba :)
liczę na komentarze, bo Wasza opinia jest dla mnie najważniejsza ;3
im więcej komentarzy, tym szybciej rozdział. 
Całuję,
Narcyza.