-Hermiona zjedz coś! Nie możesz uczyć się...
-Harry zrozum, że nie jestem głodna. Teraz chciałabym się położyć i czytać jakąś książkę.
-Myślisz, że dam radę załatwić to u Dumbledore'a?
-Dla Wybrańca wszystko...-dziewczyna wstała od stołu i poirytowana ruszyła do jedynego miejsca, które ją uspokajało-jezioro. Wychodząc minęła grupkę Ślizgonów, wśród których kogoś brakowało. Malfoy'a. Granger zaczęła się zastanawiać, dlaczego książę Slytherinu nie pojawił się na śniadaniu. Pierwsza myśl, która jej się nasunęła to sen, ale dobrze wiedziała, że blondyn nie marnowałby czasu na spanie. W głębi serca naprawdę chciała wiedzieć, co ten chłopak jeszcze w sobie kryje. Podobno jest spokrewniony z Narcyzą. W czasie pierwszych dni jej śpiączki przychodził codziennie do Skrzydła Szpitalnego. Pomagał również Hermionie. Pod wpływem znajomych przeradza się jednak w kipiącego złością Śmierciożercę, który nie ma litości dla żadnego stworzenia, a zwłaszcza dla szlam. Nie wiedziała, który Dracon jest prawdziwy, ale w tej chwili mało ją to interesowało. Zwiększyła prędkość i była już na miejscu. Cisza i spokój otaczały to miejsce, jakby były nieustannym elementem całego tego krajobrazu. Panna Granger wiedziała, że nie zawsze tak było. W Historii Hogwartu dokładnie opisano wojny toczące się na tych terenach. Patrzyła w bezchmurne niebo i rozmyślała o poszczególnych uczniach Hogwartu. Większość nienawidziła jej przez jej pochodzenie. W reszcie budziła podziw. Przecież jest najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw! Jak to jest, że niektórzy rodzą się jako czcigodne dzieci czystokrwistych czarodziei, a niektórzy trafiają do mugoli i spędzają swoje dzieciństwo w niewiedzy o swoich mocach? Takim przypadkiem jest ona i Malfoy. 'Za często o nim myślisz!'-skarciła się w myślach i usłyszała czyiś głos:
-Spokojnie, możesz o mnie myśleć. Wiem, że jestem zniewalająco przystojny, nie trzeba mi tego uświadamiać-zza drzewa wyłonił się obiekt jej rozmyślań. Blondyn trzymał w ręce książkę, co nieco zdziwiło Hermionę.
-Malfoy ty dupku! Legilimencja co?-brązowowłosa udawała zrównoważoną, by zmylić chłopaka. Tak naprawdę miała już opracowany świetny plan.
-Ojj Granger musisz jeszcze wiele się nauczyć...-oznajmił beztrosko blondyn. Wykrył na twarzy dziewczyny wredny uśmiech i domyślił się o co chodzi. Było już za późno, by zrobić cokolwiek.
Hermiona poczuła, że wchodzi do umysłu znienawidzonej przez nią osoby. Przewijało się wiele wspomnień. Wybrała jedno i po chwili się w nim zatraciła.
Ogromny ogród, plac zabaw dla dzieci. Konkretniej dla jednego dziecka. Malutki Draco Malfoy bawił się na każdej z atrakcji zamieszczonej w ogrodzie. Biegał, robił wywroty, kilka razy się wywracał brudząc przy tym ubranie. Był zadowolony z życia, a zwłaszcza z nadchodzącego lata. Dumni rodzice patrzyli na swojego synka jak na najcenniejszy skarb. Jego zabawa nie miała końca, a z każdą chwilą przeradzała się w wielki pościg za każdym żywym stworzeniem. Poczynaniom chłopca przyglądała się trójka dorosłych: mama chłopaka Narcyza, Lucjusz oraz Bellatrix, która jako jedyna nie była zachwycona zachowaniem malca. Jej bujne loki co jakiś czas rozwiewał podmuch ciepłego wiatru. Ta sytuacja była dla niej co najmniej żenująca.
-Uważam, że powinniście ograniczyć jego zabawy. Nauczmy go czegoś pożytecznego-jej usta pomalowane krwistoczerwoną szminką wykrzywiły się w szerokim, wrednym uśmieszku. Kobieta zawołała małego blondyna.
-Dracusiu! Chodź ciocia Bella pokaże Ci czary mary!-jej przymilny głos rozniósł się po całym ogródku. Chłopak usłyszał wołanie i wolnym krokiem skierował się w stronę cioci.
-Bello, co chcesz zrobić?-zapytał Lucjusz, który był zestresowany zachowaniem Lestrange. Wiedzial, że jest nieobliczalna, a jej czary bardzo potężne. W magii była niedorównana-oczywiście chodziło o Zaklęcia Czarnomagiczne.
-Nic, czego bym nie potrafiła Lucjuszu. Nie martw się, malcowi nic się nie stanie. Uświadomimy mu tylko czym są szlamy i zdrajcy krwi w naszym świecie-gdy skończyła mówić, zjawił się Draco. Był bardzo podekscytowany. Rodzice często nie pozwalali mu uprawiać magii, tłumacząc, że jest za mały. Ale ciocia Bella, była zupełnie inna. Czary sprawiały jej radość.
-Draco, przyniesiesz cioci wróbelka? Ciocia bardzo by chciała go zobaczyć...Przyniesiesz?-Bellatrix mówiła z troską i fascynacją. Wiedziała, że malec zrobi wszystko, byle zobaczyć iskierki tryskające z różdżki.
-Oczywiście!-blondasek pobiegł w głąb ogrodu i prędko wrócił z ptakiem na ramieniu. Radośnie biegł w stronę rodziców, którzy wymieniali zaniepokojone spojrzenia oraz cioci. Położył zwierzę na jej dłoni i z niecierpliwością czekał na dalszy rozwój sytuacji.
-Patrz: mały wróbelek jest ze świata mugoli czyli osób niemagicznych, którzy nigdy, przenigdy nie ujrzą iskierek z różdżki, Dracusiu. I dlatego wróbelek, a przede wszystkim dzieci wróbelka muszą należeć do świata mugoli. A teraz popatrz tutaj-kobieta wyczarowała czerwonego feniksa, który miał maleńkie złote łezki. Przypominał Fawkesa-to feniks. Odradza się z popiołu, ma w sobie magię. Należy do świata magii. On i jego dzieci powinni należeć do świata czarodziejów! Są prawowitymi czarodziejami. Ci, którzy tego nie czynią, powinni ponieść najwyższą karę. Więc jak myślisz? Co powinno się stać z wróbelkiem? Przecież on nie powinien tutaj być!-jej fascynacja z każdą chwilą się powiększała.
-Powinien ponieść największą karę...-odparł po chwili zastanowienia Draco.
-A największą karą, malutki, jest śmierć-oznajmiła szeptem pani Lestrange. Maluch i jego rodzice drgnęli niespokojnie.
-Ale ja nie chcę żeby ten ptaszek umierał!-krzyknął blondyn, który był blisko płaczu.
-Takie jest jego przeznaczenie...nigdy nie powinien się tutaj znaleźć. Pamiętaj o tym! Gdy spotkasz osobę z niemagicznej rodziny, lub zdrajcę krwi, przypomnij sobie moje słowa. Takich ludzi należy tępić. A jeszcze lepiej wypowiedzieć małą, krótką formułkę, którą na pewno znasz...-Lucjusz i Narcyza byli naprawdę zdenerwowani. Nie chcieli, by ich syn tak traktował ludzi. To tylko maska, którą przybiera ich rodzina. Wiedzieli jednak, że Bellatrix nie przestanie-No, Draco! Jak brzmi to zaklęcie?
-Abrakadabra!-odpowiedział malec. Rodzice uśmiechnęli się. Lestrange była natomiast lekko podirytowana, lecz nadal żądna krwi i wytłumaczenia małemu czarnej magii.
-Prawie dobrze, kochanie! Ciocia Ci pokaże...-wyciągnęła różdżkę, skierowała ją na niczego nie świadomego ptaszka i...-Avada Kedavra!-zielony płomień wystrzelił z patyka i ugodził zwierzaka, który leżał martwy. Draco Malfoy nie mógł uwierzyć, że ciotka zrobiła coś takiego z biednym, niewinnym stworzeniem. To zaburzyło jego psychikę. Nie chciał być taki jak ona. Niebiesko-szare oczy zapełniły się łzami, które po chwili wypłynęły na rumiane policzki. Przysiągł sobie, że nigdy nikogo tak nie skrzywdzi.
Hermiona wróciła do jeziorka obok Hogwartu. Patrzyła na Malfoy'a, który był najwyraźniej smutny i zdenerwowany.
-Draco, ja...-nie wiedziała co miała powiedzieć. W końcu zobaczyła kawałek JEGO. Jego własność, którą chciał zatrzymać tylko dla siebie. Wydusiła więc tylko ciche-Przepraszam-i odeszła bliżej jeziora. Chłopak pozostał siedząc i powoli odprowadzając wzrokiem dziewczynę. Przypomniał sobie TO wspomnienie i wiedział, że dotrzyma danej sobie obietnicy. Nigdy nikogo tak nie skrzywdzi. A czy już tego nie zrobił? Przez siedem lat wyzywał osoby z niemagicznych rodzin, krzywdził innych.
-Najlepiej byłoby, gdybym nie istniał.
Powiedział i ukrył twarz w dłoniach.
Nie zdawał sobie sprawy, że słyszała to mała istota, która siedziała nad brzegiem jeziora-Hermiona Granger.
____
Witajcie! Zasmucił mnie brak komentarzy, ale mimo to chciałam napisać dla Was rozdział :)
Mam nadzieję, że się Wam spodoba, chociaż dziś tylko Dramione :)
Całuję,
Narcyza+zapraszam na mojego drugiego bloga, o nieco innej tematyce: www.lifewithdaughterofslytherin.blogspot.com
;*